To było takie zdrowe dziecko. 

Wieczorem rodzice ułożyli do snu zdrowego, pogodnego niemowlaka. Rano zastali w łóżeczku martwe dziecko. Przyczyna zgonu pozostaje tajemnicą. Nie wyjaśnią jej ani badania sekcyjne, ani laboratoryjne, ani mikrobiologiczne. Niczego nie wnoszą, nic nie mówią o powodach nagłego zatrzymania krążenia i śmierci zdrowego dziecka.
Nawet ślady resztek pokarmu na pościeli nie naprowadzają na właściwy trop, bo nie zachłyśnięcie było powodem dramatu.

 

Taka śmierć – niespodziewana, w niejasnych okolicznościach – jest zjawiskiem zdefiniowanym w 1969 roku i określanym jako „śmierć łóżeczkowa” (ang. cot death) lub też zespół nagłego zgonu niemowlęcia, w skrócie SIDS (z angielskiego: Sudden Infant Death Syndrome). Według amerykańskich statystyk notuje się około dwóch przypadków takich tajemniczych zgonów na tysiąc żywych urodzeń. Częściej dotyczy chłopców i zdarza się w pierwszym półroczu życia, zwykle między drugim a szóstym miesiącem. Potencjalne zagrożenie trwa do ukończenia przez dziecko roku, potem mija.

 

Śmierć bez powodu?

Rodzice zmarłego malca nie tylko pozostają z uczuciem bolesnej, dotkliwej i niepojętej dla siebie straty. Cieszyli się przecież posiadaniem zdrowego maleństwa, a tu – szok. Nie opuszcza ich poczucie winy, mają wrażenie, że czegoś nie dopilnowali, coś zaniedbali. Dlatego wymagają dobrej opieki psychologa.

– Rodzice chcą wyjaśnień, których medycyna nie jest jeszcze w stanie im udzielić. Po prostu przyczyny nagłej śmierci łóżeczkowej wciąż nie są znane. Sprowadzają się jedynie do hipotez. Te zaś dotyczą zarówno samego dziecka, jak i sprawowanej nad nim opieki oraz czynników związanych z otoczeniem niemowlaka. W piśmiennictwie medycznym spotyka się więc m.in. teorie o zaburzeniach strukturalnych i czynnościowych w samym mózgu, o nieprawidłowym funkcjonowaniu autonomicznego układu nerwowego, o śmiertelnych zaburzeniach rytmu serca wskutek występujących w nim nieprawidłowości, nadmiarze substancji przekaźnikowych w centralnym układzie nerwowym, zakłóceniach metabolizmu w organizmie, zaburzeniach w strukturze i czynnościach mózgu... Są to jednak tylko przypuszczenia, które nie zostały potwierdzone – mówi dr med. Ewa Raniszewska z Zakładu Medycyny Ratunkowej AM w Gdańsku. – Pośród wielu domniemanych czynników ryzyka wymienia się też uwarunkowania genetyczne. Czasem rzeczywiście tragicznie doświadczeni rodzice przypominają sobie o podobnych przypadkach, jakie zdarzyły się w rodzinach ze strony ojca lub matki. W każdym razie, jeśli zmarłe niemowlę ma rodzeństwo, zaleca się dokładne badania diagnostyczne pozostałych dzieci.

Reklama

 

Z wyobraźnią i troską

Przyczyny nagłej śmierci łóżeczkowej to wciąż tylko hipotezy.

– Mówi się na przykład – zauważa dr Raniszewska – że ofiarami stają się dzieci urodzone przedwcześnie, mniej dojrzałe, a także takie, które kilkanaście dni wcześniej przebyły wirusową infekcję. W poszukiwaniu przyczyn zwraca się też uwagę na to, że łóżeczko dziecka nie powinno być za miękkie, wypełnione kołdrami i poduszkami. Niemowlak musi mieć swobodę ruchów. Wśród poduch i pierzyn może dojść do groźnego w skutkach mechanicznego ucisku.

Nie bez znaczenia jest też troskliwość i czujność matek, co zresztą wydaje się oczywiste. Ponoć strata dziecka w następstwie śmierci łóżeczkowej częściej przytrafia się bardzo młodym rodzicielkom, którym po prostu brakuje wyobraźni i doświadczenia. To są sprawy oczywiste, podobnie jak zalecenia dotyczące dziecięcej sypialni. Pomieszczenie powinno być wietrzone, nie należy w nim palić papierosów. W ogóle zabronione jest palenie w obecności niemowlęcia. Są to ogólne zasady związane z higieną i racjonalnym trybem życia. Maluch ma małą powierzchnię oddechową i niedojrzały organizm, co utrudnia mu adaptację do warunków środowiskowych.

 

Fatalna pozycja

Dr Ewa Raniszewska zwraca uwagę, że wiele teorii wiąże też owe zgony z pozycją, w jakiej dziecko leży w łóżeczku.

– W Stanach Zjednoczonych i na Zachodzie propagowano swego czasu kładzenie niemowląt na brzuszku. Dzieciom to odpowiada, są spokojniejsze. Częściej jednak „ulewają”, zwłaszcza gdy położone zostają po karmieniu, przed „odbiciem”. Zachłyśnięcie treścią pokarmową nie ma jednak żadnego związku ze śmiercią łóżeczkową.

Po pewnym czasie dostrzeżono pewną tragiczną prawidłowość: niemowlaki leżące na brzuszku były kilkanaście razy bardziej narażone na śmierć łóżeczkową. Zaczęto więc przekonywać rodziców do zmiany pozycji dziecka, co w miarę szybko odniosło pożądany skutek. Liczba zgonów wyraźnie się obniżyła. Przypisuje się to także poprawie stanu świadomości rodziców i opiekunów dzięki zakrojonym na szeroką skalę przedsięwzięciom edukacyjnym.

W USA działa wyspecjalizowany instytut, który skrzętnie odnotowuje i dokumentuje wszystkie przypadki SIDS. Badanie sekcyjne jest konieczne, gdyż pozwala wykluczyć inne przyczyny zgonu, np. zatrucie, wadę serca czy niedorozwój płuc, a także – niestety – umyślnie działanie osób trzecich.

W Polsce nie prowadzi się rejestru i nie analizuje poszczególnych przypadków nagłej niemowlęcej śmierci. Każdy taki fakt niejako automatycznie staje się jednak przedmiotem zainteresowania prokuratury. Chodzi o ustalenie, czy śmierć dziecka nie była przejawem rodzinnej przemocy i patologii.

Polskę ominęła moda kładzenia niemowlaków do snu na brzuszku, co być może tłumaczy, dlaczego nagła śmierć łóżeczkowa pozostała w naszym kraju zjawiskiem marginalnym.

 

Przywrócić oddech

Niektórzy rodzice mogą mówić o prawdziwym szczęściu. Obudzili się w nocy i wiedzeni jakimś przeczuciem zajrzeli do śpiącej pociechy. Widząc, że dziecko nie oddycha, wzięli je na ręce, potrząsnęli lub też inaczej ułożyli w łóżeczku. To wystarczyło, by przywrócić mu oddech. Gdyby  nie wkroczyli w odpowiednim momencie, rano zastaliby dziecko już martwe. Problem tkwi bowiem w tym, że śmierć przychodzi w sposób niezauważalny dla otoczenia. Nie poprzedzają jej żadne niepokojące sygnały, żadne odgłosy dochodzące z dziecięcego łóżeczka.

Uznano zatem, że o niebezpieczeństwie może ostrzegać odpowiednio skonstruowane urządzenie monitorujące oddech. Wprowadzano do sprzedaży domowe monitory ruchów oddechowych z czujnikami wkładanymi pod materacyk łóżeczka oraz alarmy-zabawki, umieszczane na klatce piersiowej dziecka, dźwiękiem alarmujące o chwilowym bezdechu.

Zdaniem dr Raniszewskiej trudno jednak łączyć nagłą śmierć łóżeczkową z każdym przypadkiem bezdechu, gdyż zaburzenia oddychania występują u dzieci dość często.

– Mają związek z niedojrzałością układu oddechowego w pierwszych tygodniach życia – podkreśla.– Nie namawiam rodziców do przesadnej, histerycznej troski, nie zachęcam do czuwania i sprawdzania co chwilę, czy malec oddycha. Na pewno natomiast warto uczulić rodziców na sytuacje, w których to od ich przytomnego działania może zależeć życie dziecka. Jeżeli na przykład stwierdzą oni, że niemowlak nie oddycha, lecz nie dostrzegą pewnych oznak śmierci (sztywność, zasinienie, wychłodzenie ciała), muszą szybko wyjąć dziecko z łóżeczka i natychmiast podjąć czynności ratunkowe – masaż serca, sztuczne oddychanie.

Często dzięki tym zabiegom czynności życiowe szybko powracają. Zawsze należy jednak wezwać też pomoc medyczną, bo każdy tego typu incydent, nawet ze szczęśliwym finałem, daje powód do przeprowadzenia obserwacji i badań diagnostycznych. Mogą nie dać odpowiedzi na pytanie o przyczynę zatrzymania oddechu, ale mogą też ją wskazać. Wykluczy to ewentualność kolejnych takich zdarzeń.

Reklama

 

Jak zredukować ryzyko pojawienia się SIDS?

  • Układaj dziecko do snu na plecach.
  • Zadbaj o bezpieczne miejsce snu dla niemowlaka.
  • Pamiętaj: dziecko powinno spać w łóżeczku samo!
  • Nie przegrzewaj dziecka.
  • Nie pal w czasie ciąży i nie pozwól palić przy dziecku.
  • Dbaj o siebie i dziecko w okresie ciąży.
  • Karm malucha piersią, jeśli to tylko możliwe.
  • Powiadom lekarza, jeżeli wystąpiły u dziecka napady bezdechu, sinicy lub inne niepokojące objawy.